Emma wbiła wzrok w liczby na paragonie, a świat wokół jakby zamarł. Osiemnaście tysięcy czterysta złotych. Przeczytała kwotę trzy razy, licząc, że to błąd albo złudzenie spowodowane zmęczeniem. Ale cyfry pozostawały niezmienne — grube i nieubłagane.

Kelner Marco stał obok z wymuszonym uśmiechem, wyraźnie czekając na płatność. Przy sąsiednich stolikach trwał gwar rozmów, śmiech gości, brzęk kieliszków. Helga opowiadała przyjaciółce o swojej nowej kreacji za 450 zł, Walter chwalił się kolegom zegarkiem, który wyglądał na bardzo drogi. A Lukas… Lukas zniknął w toalecie już ponad piętnaście minut temu.

— Proszę pani, najmocniej przepraszam za kłopot — Marco pochylił się lekko i ściszył głos. — Państwa mąż poprosił, aby przekazać rachunek właśnie pani. Powiedział, że to pani zawsze reguluje opłaty za rodzinne uroczystości.

Emma poczuła suchość w gardle. Kiedy Lukas coś takiego powiedział? Pamiętała ich rozmowę w domu — obiecał, że zajmie się organizacją i kosztami jubileuszu rodziców. „Nie martw się, kochanie”, zapewniał, „to moi rodzice, wszystkim się zajmę”. A teraz… to.

Zadrżała jej ręka, gdy po raz kolejny spojrzała na rachunek.
Butelka dobrego prosecco — 120 zł, czarny kawior — 280 zł porcja, jakieś rybne danie o trudnej nazwie — 140 zł. Szybko policzyła gości. Dwadzieścia osób. Wychodziło prawie 920 zł na głowę.

*

— Może poczekamy na mojego męża? — zaproponowała, próbując zachować spokój.

Marco przestąpił z nogi na nogę.

— Rozumiem, ale moja zmiana już się kończy, a kasa zaraz będzie zamknięta. Muszę rozliczyć raport…

W tym momencie Emma zauważyła, że przy sąsiednim stoliku dwóch mężczyzn w drogich garniturach uważnie ją obserwuje. Jeden z nich coś szepnął drugiemu, a ten skinął głową. Dziwne — wcześniej nie widziała ich wśród zaproszonych.

Helga roześmiała się głośno, reagując na kolejną anegdotę przyjaciółki. Na jej szyi błyszczał nowy naszyjnik — Emma była pewna, że widzi go po raz pierwszy. Kolczyki również były nowe. I pierścionek na prawej dłoni. Kiedy teściowa zdążyła to wszystko kupić?

— Przepraszam, gdzie znajduje się dział rozliczeń? — zapytała Emma.

— Na parterze, przy wejściu. Ale może się pani rozliczyć tutaj, kartą — Marco wyjął terminal.

Emma automatycznie sięgnęła do torebki, po czym zatrzymała rękę. Na ich wspólnym koncie było około 5 000 zł. Wystarczyłoby na jedną czwartą rachunku, nie więcej.

— Wie pan co — powiedziała, chowając portfel — jednak poczekam na męża. To poważna decyzja.

Marco wyraźnie się zaniepokoił.

— Proszę pani, proszę zrozumieć moje położenie. Jeśli kasa się zamknie…

— A co się stanie, jeśli się zamknie? — Emma spojrzała mu prosto w oczy. W jego spojrzeniu mignęło coś… strach? A może zwykłe zmęczenie długim dniem?

*

Emma poczuła ciężar w klatce piersiowej, jakby niewidzialna ręka ściskała jej żebra. Sekunda, druga — i zrozumiała: czekanie na Lukasa nie ma sensu. Jeśli nie wrócił po piętnastu minutach, nie zamierzał wrócić teraz.

Wstała od stolika.

— Marco — powiedziała cicho — poradzę sobie z mężem. Proszę tylko o chwilę.

Ale Marco nagle zerknął gdzieś za jej plecy i zbladł.

— Proszę pani… ja… proszę zrozumieć… jeśli nie otrzymam płatności…

Emma obejrzała się i zobaczyła tych dwóch mężczyzn. Tym razem jeden z nich wstał i powoli ruszył w jej stronę. Drugi pozostał siedzieć, obserwując uważnie.

— Pani Stolz? — mężczyzna mówił spokojnie, wręcz uprzejmie, ale coś w jego tonie było twarde. — Zakładam, że państwa mąż wkrótce do nas dołączy. Albo pani opłaci rachunek bez niego.

— Przepraszam — Emma uniosła głowę — ale nie znam panów. To prywatna uroczystość. Kim jesteście?

Mężczyzna uśmiechnął się kątem ust.

— Jesteśmy dawnymi znajomymi Lukasa. Chyba nie powiedział pani, co to za przyjęcie, prawda?

Dreszcz przebiegł jej po plecach.

*

— O czym pan mówi? — zapytała, starając się brzmieć stabilnie.

— O tym, że pani mąż ma długi — oznajmił niemal beztrosko. — To przyjęcie miało pokazać, że nadal wszystko kontroluje. Że ma pieniądze. Że stać go na hojność.

Nachylił się lekko.

— Ale pieniędzy nie ma. I nie było. Dlatego poprosił panią o opłacenie rachunku.

Emma odsunęła się o krok, jakby dostała cios.

— Lukas… ma długi? — wydusiła.

— Od dawna. I niemałe. Pani płatność byłaby pierwszym gestem dobrej woli. A potem moglibyśmy omówić terminy spłaty. Ale wygląda na to — rozejrzał się — że pani mąż postanowił opuścić lokal.

Emma gwałtownie wciągnęła powietrze.

— Co znaczy „opuścić”?

— Proszę zajrzeć do toalety. A najlepiej na tylne wyjście.

Marco drgnął — jakby potwierdzając.

Lukas uciekł. Zostawił ją samą. Z obcymi ludźmi, z rachunkiem na ponad 18 tysięcy złotych, z długami, o których nie miała pojęcia.

*

Emma ruszyła w stronę korytarza, ale nagle zza rogu wyskoczyła Helga.

— Emma! Co się dzieje?! — teściowa rozłożyła ręce. — Powiedziano nam, że rachunek nieopłacony! Przecież Lukas…

— Lukas wyszedł — powiedziała Emma spokojnie, jakby sama oswajała tę myśl. — Cicho. Wcześniej.

— Jak wyszedł?! — Helga aż zapowietrzyła się. — Przecież…

Emma poczuła dziwne ukojenie — jakby coś w niej pękło i uwolniło całą jasność widzenia. Stolik, goście, Marco, mężczyźni w garniturach… i puste miejsce, w którym powinien stać Lukas.

Pustka.

— Zapłacę połowę — powiedziała, wracając do kelnera. — Tylko połowę. Ani grosza więcej. Druga część to odpowiedzialność mojego męża.

Mężczyzna w garniturze uniósł brwi.

— Odważnie.

— Rozsądnie — odpowiedziała chłodno. — Wasze sprawy dotyczą jego. Moje decyzje dotyczą mnie. Nie zamierzam spłacać cudzych długów ani grać w przedstawienie, które Lukas urządzał za moimi plecami.

Emma wpisała kwotę, na jaką ją było stać — 9 200 zł — i spojrzała Marco w oczy.

— Odda pan raport.

Marco skinął z ulgą.

*

Mężczyzna w garniturze przez chwilę milczał, jakby oceniał Emmę. Wreszcie kiwnął głową.

— Jeśli Lukas nie skontaktuje się w ciągu dwóch dni, znajdziemy go. Ale do pani nie mamy żadnych pretensji. Dzisiaj zachowała się pani godnie.

Odeszli tak cicho, jak przyszli.

Helga podbiegła do Emmy, roztrzęsiona.

— Emma, co tu się w ogóle dzieje?! Gdzie Lukas? Jakie długi? Dlaczego…

Emma poprawiła torebkę na ramieniu i po raz pierwszy tego wieczoru odetchnęła swobodnie.

— W domu porozmawiamy. Jeśli Lukas tam wróci.

I wyszła z restauracji — bez oglądania się, bez tłumaczeń, bez strachu.
Przed nią było wiele pytań. Wiele pustki.
Ale jedna rzecz była pewna: dalej pójdzie sama.

I będzie podejmować własne decyzje.