Te słowa zabrzmiały tak, jakby ktoś próbował sprowadzić mnie na ziemię w chwili, gdy właśnie unosiłam się z radości.
Emma wyszła z gabinetu dyrektora i oparła się o ścianę w korytarzu. Ręce lekko jej drżały — nie ze strachu, lecz z emocji, które ją przepełniały. Szef właśnie ogłosił podwyżkę. Piętnaście tysięcy złotych miesięcznie. Kwota wydawała się nierealna po tych czterech i pół tysiącach, które Emma dostawała przez ostatnie trzy lata.
Trzy lata ciężkiej pracy, kursów weekendowych, nieprzespanych nocy nad raportami. Trzy lata, kiedy koledzy wychodzili z biura o osiemnastej, a ona zostawała do dziesiątej wieczorem. Trzy lata, gdy urlop przeznaczała nie na morze, lecz na szkolenia branżowe. I oto efekt: stanowisko starszego menedżera ds. rozwoju i pensja, o której wcześniej nawet nie śmiała marzyć.
W domu Leon nakrywał do stołu. Pracował jako kierownik ekipy budowlanej, zarabiał sześć tysięcy złotych. Nieźle, ale przy wynajmie za dwa i pół tysiąca trudno było odłożyć coś konkretnego. W ostatnich latach odkładali maksymalnie po tysiąc pięćset — i to nie zawsze. Na wkład własny potrzeba było co najmniej stu tysięcy. Przy ich tempie musieliby oszczędzać jeszcze pięć lat.
— Leon, mam wiadomość — Emma zdjęła buty i weszła do kuchni.
— Jaką? — Leon nalewał zupę do talerzy.
— Dostałam podwyżkę. Do piętnastu tysięcy.
Leon zamarł z chochlą w ręku.
— Serio?
— Całkowicie. Dyrektor ogłosił to dziś. Od pierwszego.
Podszedł do niej i mocno ją objął.
— Emma, to niesamowite! Wiedziałem, że ci się uda!
Emma poczuła, jak całe napięcie z dnia powoli z niej schodzi.
*
— Leon, teraz możemy naprawdę zacząć oszczędzać. Jeśli będę odkładać osiem tysięcy miesięcznie, w rok zbierzemy prawie sto tysięcy. Wystarczy na wkład własny!
— W rok? — Leon odsunął się lekko. — Szybko.
— Bardzo szybko — Emma uśmiechnęła się. — Sprawdzałam programy kredytowe. Jest kilka dobrych ofert. Za mieszkanie za czterysta tysięcy rata wyniosłaby około trzech i pół tysiąca. Do udźwignięcia.
Leon przemyślał to przez chwilę.
— Dwupokojowe w porządnym rejonie?
— Tak. Nie w centrum, ale w spokojnej dzielnicy, blisko szkół, sklepów.
— To niesamowite! — Leon objął ją ponownie. — Wreszcie będziemy mieć własne mieszkanie!
— Wreszcie — powtórzyła Emma.
Wieczorem usiedli do planowania: ile odkładać, jakie rejony brać pod uwagę. Czuli, że ich marzenie nabiera realnych kształtów.
W sobotę przyjechała teściowa — Greta Müller. Jak zawsze przyniosła jedzenie: ciasta, pierogi, domowy kompot. Emma powitała ją uprzejmie, choć ich relacje nigdy nie były proste. Greta miała skłonność do dawania rad, o które nikt nie prosił, i komentowania wszystkiego, co Emma robiła.
Przy herbacie Emma — wciąż pełna entuzjazmu — podzieliła się swoją nowiną.
— Pani Müller, dostałam podwyżkę.
— Naprawdę? — Greta odstawiła filiżankę. — I do ilu?
— Do piętnastu tysięcy.
Brwi Grety uniosły się wysoko.
— Oho. To sporo. Wygląda na to, że w rodzinie pojawił się prawdziwy żywiciel.
*
Emma zesztywniała. W tonie teściowej było coś, czego nie umiała nazwać.
— Staram się po prostu pracować dobrze — odpowiedziała łagodnie.
— Oczywiście, oczywiście — rzuciła Greta i zmieniła temat.
Ale słowo „żywiciel” zostało z Emmą na długo.
Następny miesiąc minął szybko. Emma dostała pierwszą wypłatę według nowej stawki i natychmiast przelała osiem tysięcy na konto oszczędnościowe. Leon odłożył dwa tysiące. Razem dziesięć tysięcy. W niespełna rok zgromadzą cały wkład.
Zaczęli oglądać mieszkania, jeździć na prezentacje, analizować ogłoszenia. To było ekscytujące.
Po miesiącu Greta przyjechała ponownie — tym razem bez słodkości, ale z dziwnym, zamyślonym wyrazem twarzy. Kiedy Emma gotowała zupę, teściowa przysiadła przy stole.
— Emmo, jesteś teraz kobietą z dobrą sytuacją, prawda? — zaczęła niepewnie.
— Nie powiedziałabym — Emma mieszała łyżką. — Dobra pensja nie czyni mnie bogatą.
— Dla mnie piętnaście tysięcy to majątek — westchnęła Greta. — Ja mam ledwie dwa tysiące emerytury.
Emma spojrzała na nią uważniej.
— I wiesz… mam mały problem — Greta splótła dłonie. — Wzięłam kilka lat temu kredyt na remont. Muszę spłacać dwanaście tysięcy miesięcznie. Dla mnie to ogromne obciążenie.
Emma już wiedziała, do czego to zmierza.
*
Emma odłożyła łyżkę, usiadła naprzeciw i spojrzała teściowej prosto w oczy.
— I co chce pani powiedzieć?
Greta poruszyła ramionami, jakby sama nie była pewna, czy powinna:
— Może… mogłabyś przez jakiś czas mi pomóc? Tylko dwanaście tysięcy miesięcznie. Dla ciebie to grosze. A dla mnie — zbawienie.
„Grosze.” To słowo zabolało najbardziej.
— Oddałabym, jak tylko byłabym w stanie — dodała szybko. — No co ci, szkoda?
Emma usiadła sztywniej.
— Pani Müller, powiedzmy sobie szczerze. Chce pani, żebym to ja spłacała pani kredyt.
— Tylko na jakiś czas! — obruszyła się Greta. — Przecież jesteśmy rodziną. Myślałam, że to rozumiesz.
Emma odetchnęła głęboko.
— Rodzina pomaga. Ale pomoc to wybór, nie obowiązek.
Greta spojrzała urażona.
— Leon wie? — zapytała Emma.
Teściowa spuściła wzrok.
— Rozmawialiśmy… Powiedział, że pewnie nie będziesz mogła. Ale ja stwierdziłam — dlaczego nie? Przecież teraz tyle zarabiasz.
— Rozumiem — Emma powiedziała cicho, ale bardzo stanowczo. — Nie będę spłacać pani kredytu.
*
Greta zerwała się na równe nogi.
— No ładnie! Pieniądze ci do głowy uderzyły! Myślałam, że Leon ożenił się z kobietą, która wie, co to rodzina!
— Wiem, co to granice — odpowiedziała Emma spokojnie.
Teściowa wybiegła, trzaskając drzwiami.
Wieczorem Leon wrócił zmęczony, ale po jednym spojrzeniu na twarz Emmy wiedział, że coś się stało.
— Moja mama była?
— Była. I tak — zapytała.
Leon westchnął ciężko.
— Przepraszam, Emmo. Powinienem jej to sam powiedzieć. Wiem, że potrafi naciskać. Już więcej cię w to nie wciągnę.
Emma spojrzała na niego łagodniej.
— Mogę pomagać twojej mamie. Ale nie kosztem naszego życia. I nie dlatego, że ktoś tego ode mnie żąda.
Leon skinął głową.
— Masz rację. Już z nią rozmawiałem. Przyjęła to… różnie. Ale trudno.
Osiem miesięcy później podpisali umowę na dwupokojowe mieszkanie w nowym budynku. Kiedy Emma przekazywała dokumenty i pieniądze, poczuła coś, czego nie czuła nigdy wcześniej: pełną, zasłużoną satysfakcję.
Greta potrzebowała czasu, żeby zaakceptować zmiany. Obrażała się, wracała, próbowała jeszcze raz naciskać — ale Leon za każdym razem stawiał granice. Spokojnie, ale konsekwentnie.
*
A kiedy Emma i Leon po raz pierwszy weszli do swojego nowego mieszkania — jeszcze pustego, pachnącego farbą — Emma powiedziała cicho:
— To nie chodzi o pieniądze. To chodzi o szacunek.
Leon przytulił ją mocno.
— I o to, że daliśmy radę. Razem.
Emma uśmiechnęła się — i po raz pierwszy poczuła się naprawdę u siebie.